Reklama
Reklama

Andrzej Szczęsny: Dzieci wytykają mnie palcami, bo jestem niepełnosprawny!

Przeraża mnie to, gdy idąc ulicą widzę, jak matka każe synkowi obrócić głowę w drugą stronę, by na mnie nie patrzył. W ten sposób wychowuje bezdusznego ignoranta - mówi Andrzej Szczęsny, paraolimpijczyk i zwycięzca show "Celebrity Splash".

Wygraną w polsatowskim programie Andrzej Szczęsny (33 l.) pokazał innym niepełnosprawnym, że warto mieć marzenia. Ale żeby je spełnić, trzeba przestać użalać się nad sobą, wyjść z domu i zacząć działać.

Narciarz zachwycił w programie nie tylko świetną formą, ale też hartem ducha.

Wygrywając "Celebrity Splash" udowodnił pan, że niepełnosprawność nie ogranicza człowieka w spełnianiu marzeń.

Andrzej Szczęsny: - Nie uważam się za bohatera. Wystąpiłem, by pokazać, że będąc osobą niepełnosprawną można robić wiele wspaniałych rzeczy. Udało się. Dałem z siebie wszystko, a ludzie to docenili. Miałem przy tym ogromne wsparcie mojej rodziny oraz narzeczonej, Ilony.

Reklama

Poprzez swoje działania promuje pan również sport paraolimpijski. Nigdy nie miał pan momentów zwątpienia?

- W mojej sportowej karierze bywały trudne etapy. Tak było na przykład w 2006 r. Tuż przed IX Zimowymi Igrzyskami Paraolimpijskimi w Turynie złamałem nogę. To był dla mnie prawdziwy cios. Nie poddałem się. Zrobiłem wszystko, by jak najszybciej wrócić do formy.

Życie pana nie oszczędzało. W wieku 10 lat lekarze zdiagnozowali u pana nowotwór kości. Choroba sprawiła, że konieczna była amputacja nogi...

- Szybko zaakceptowałem ten fakt. Zaledwie dwa tygodnie po amputacji chodziłem o kulach. Starałem się, aby wszystko było jak dawniej. Początkowo miałem trudności, żeby nauczyć się jeździć na rowerze, pedałując jedną nogą, ale w końcu się udało. Zacząłem też biegać po podwórku i grać w piłkę. Dobrze sobie radziłem. Na pewno bardzo mi pomogła akceptacja rodziny i kolegów. Nie uważali mnie za niepełnosprawnego.

Dzieci w szkole dokuczały?

- Zdarzały się pojedyncze przypadki. I dziś bywa, że maluchy wytykają mnie palcami. Nie mam im tego za złe. Przecież dzieciaki nie rozumieją, dlaczego chodzę o jednej nodze. Rolą dorosłych jest im wytłumaczyć, że ludzie są różni. Przeraża mnie to, gdy idąc ulicą, widzę, jak matka każe synkowi obrócić głowę w drugą stronę, by na mnie nie patrzył. W ten sposób wychowuje bezdusznego ignoranta.

Dużo pan mówi o wsparciu rodziny. Musi być wyjątkowa.

- To prawda. Mam wspaniałych rodziców i dziesięcioro rodzeństwa. Wszyscy trzymamy się razem i wzajemnie wspieramy. Wkrótce moja rodzina będzie jeszcze większa, bo za rok planuję ślub z moją narzeczoną. Z przyszłymi teściami również łączą mnie serdeczne relacje.

Co jeszcze ma pan w planach?

- Moim marzeniem jest medal na XXIII Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, które odbędą się w 2018 r. w południowokoreańskim Pjongczangu.

Myśli pan o tym, żeby zarażać sportową pasją innych niepełnosprawnych?

- Tak. I pomagać im w treningach. W naszym kraju jest zbyt mało paraolimpijczyków. A możemy wiele osiągnąć. Chciałbym, żeby ludzie w nas uwierzyli. A my potrzebujemy wsparcia, także finansowego. Wszystko jest możliwe, gdy człowiek w siebie wierzy. Niepełnosprawność istnieje tylko w głowie!

Tekst: Aleksandra Lipiec

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy