Reklama
Reklama

Agnieszka Kotulanka leczy się w państwowej przychodni. Znany terapeuta uzależnień zabrał głos

Borys Szyc (39 l.) nie pije od trzech lat. Agnieszka Kotulanka (61 l.) ciągle walczy. Ale jest na dobrej drodze, by wygrać z alkoholizmem. Znany terapeuta uzależnień ma dla niej kilka rad.

Albo chcesz się ratować, albo trafisz na ulicę - usłyszał Borys Szyc podczas pierwszej wizyty u cenionego terapeuty uzależnień Bohdana Woronowicza ponad 10 lat temu. Doktor wydał mu się zbyt obcesowy, więc postanowił nie kontynuować leczenia.

- Wtedy jeszcze nie był gotowy. Nie odczuł na własnej skórze skali zniszczenia, do jakiej prowadzi nałóg - mówi Woronowicz "Dobremu Tygodniowi".

Aktor ponownie rozpoczął walkę z nałogiem ponad trzy lata temu. Miał wtedy za sobą wiele przykrych doświadczeń. Przez uzależnienie od alkoholu stracił wiele ról, bo w środowisku szybko rozeszło się, że Borys pije. Reżyserzy nie chcieli pracować z aktorem, na którym nie można polegać.

Reklama

- Cały czas byłem zmęczony albo na kacu. Albo się wstydziłem, że jestem na kacu. Brałem role jak popadnie. Ale przestało mi się podobać to, co robię, nie czerpałem z tego żadnej przyjemności - opowiada.

W pewnym momencie poczuł, że zupełnie stracił kontrolę nad swoim życiem. Musiał pić, żeby dalej funkcjonować. - Zrozumiałem, że się zabiję. A tego nie chciałem. Powiedziałem sobie: "Stop" - wyznaje.

Próbował się leczyć, imał różnych terapii, ale bezskutecznie. W końcu ponownie trafił do Woronowicza. - Za drugim razem wydał mi się inny, był już deską ratunkową - opowiada.

Borys jest trzeźwym alkoholikiem od trzech lat. Zdaje sobie sprawę, że to krótko, ale w tym czasie aktor zdążył wiele rzeczy w swoim życiu naprawić.

Odbudował relację z córką Sonią, odnowił też kontakt z ojcem, który odszedł od jego mamy, gdy miał zaledwie kilka miesięcy. Choć wie, że alkoholizm jest podstępny, za nic nie chciałby stracić tego, co teraz ma.

- Ta choroba po cichu wchodzi w każdy zakamarek życia, a później wiąże się ze wszystkim, co robisz. Mimochodem alkohol zaczyna zalewać wszystkie dziury w człowieku. A potem przestajesz w ogóle o nich myśleć, ale te dziury nie znikają. Powiększają się i stajesz się "skisłym ogórkiem". U mnie może te dziury się zrobiły już w dzieciństwie, może z powodu braku ojca - tłumaczy w jednym z ostatnich wywiadów.

Nie była gotowa

W dzieciństwie trudne relacje z ojcem miała też Agnieszka Kotulanka. - W jej rodzinnym domu w Legionowie obecny był alkohol. Ojciec zaglądał do kieliszka. Na studiach ten problem zaczął dotykać samej Agnieszki - mówiła jedna z koleżanek Kotulanki z PWST.

Skłonność, którą odziedziczyła po tacie, znów dała o sobie znać w traumatycznym momencie, kiedy opuścił ją ukochany mężczyzna. Aktorka nie poradziła sobie z utratą miłości. Ekipa "Klanu" widziała, że Agnieszka ma problem z piciem. Spóźniała się do pracy, była nieprzygotowana, w końcu przestała w ogóle przychodzić. Przez to straciła pracę w serialu, w którym grała przez 17 lat.

W 2014 roku jej bohaterka Krystyna Lubicz została uśmiercona, a Kotulanka podjęła pierwszą próbę walki ze swoim uzależnieniem. W tym czasie trafiła do doktora Woronowicza, tego samego, który z nałogu wyciągnął Szyca. Osoby zaczynające leczenie razem z nią dziś już zapomniały o tej strasznej chorobie.

- Agnieszka widocznie nie była jeszcze wtedy gotowa. Chyba nie traktowała uzależnienia poważnie. Pewnie myślała, jak wielu alkoholików, że ona nie ma żadnego problemu, że jak będzie chciała, to w każdej chwili przestanie pić - mówi magazynowi "Dobry Tydzień" koleżanka Kotulanki.

Tak mijały kolejne lata, podczas których aktorka pogrążała się w chorobie. Jej stan był coraz gorszy. Ze swojego mieszkania na warszawskim Ursynowie wychodziła tylko po to, by kupić wódkę. Małe buteleczki opróżniała jeszcze w drodze powrotnej. Ledwo powłóczyła nogami, a sąsiadom coraz trudniej było w zniszczonej kobiecie rozpoznać piękną gwiazdę.

Na szczęście rok temu Agnieszka za namową córki, Katarzyny Sas-Uhrynowskiej, rozpoczęła leczenie w prywatnym ośrodku. I choć efekty nie okazały się trwałe, aktorka nie składa broni. Obecnie uczęszcza do państwowej przychodni.

- Osobiście doradzałbym pani Kotulance leczenie stacjonarne, a dopiero potem ambulatoryjne. Ale dobrze, że w ogóle potraktowała swój problem poważnie i podjęła kurację. Musi bezwzględnie stosować się do zaleceń terapeuty - mówi magazynowi "Dobry Tydzień" Bohdan Woronowicz. Agnieszka i jej najbliżsi wkraczają w nowy rok z wielką nadzieją, że aktorka pokona nałóg, który od tak dawna niszczy ich rodzinę.

***

Zobacz więcej materiałów:

Dobry Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama