Reklama
Reklama

Adam Fidusiewicz gorzko o roli w "W pustyni i w puszczy": "Była krytyka i nieprzyjemności"

​Miał 15 lat, gdy zagrał Stasia Tarkowskiego w „W pustyni i w puszczy”. Nie było wtedy w Polsce chyba nikogo, kto nie wiedziałby, jak wygląda Adam Fidusiewicz (32 l.). To obciążające dla psychiki. Sam fakt, że pokonał ponad 2000 konkurentów, mógł sprawić, że poczułby się lepszy od rówieśników. Nie poczuł. Za to przeżył coś strasznego. Przez sukces narobił sobie wrogów, którzy brutalnie z niego kpili.

- To była wielka przygoda, także dla mojej mamy, która pojechała do Afryki razem ze mną. Spędziliśmy 4 miesiące w egzotycznych plenerach RPA, Namibii i Tunezji. Właśnie w Tunezji, w Tauzar były ostatnie zdjęcia. W tej samej miejscowości George Lucas kręcił "Gwiezdne Wojny’’ - wspomina. - Nie chciałbym, żeby to brzmiało zbyt poważnie, ale tam nauczyłem się zawodu i życia. Reżyser Gavin Hood świetnie z nami pracował. Zachęcał mnie do poznawania natury ludzkiej. Po tym filmie poczułem się naprawdę dorosły.

Tym trudniejszy był przeskok z planu filmowego do szkolnej rzeczywistości. - Im większy sukces, tym więcej wrogów - śmieje się. - Oprócz miłych słów była krytyka i nieprzyjemności. Nieraz słyszałem za plecami: "Stasiu, wracaj do puszczy!". Wtedy przewartościowałem różne rzeczy. Porażki mnie nie bolą, one mnie uczą. Staram się nie dopuszczać do swojego świata zbyt wielu osób. Potrafię być otwarty, dać z siebie wiele, ale dopiero wówczas, gdy osoba, do której wyciągam rękę, mnie nie zawiedzie - dodaje.

Reklama

Pochodzi z rodziny, w której honor i ojczyzna nie były tylko hasłami. Dziadek aktora - Stefan Fidusiewicz - służył w 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. W 1920 r. otrzymał Krzyż Virtuti Militari. Podczas wojny z bolszewikami stanął na torach, mając w ręku nienabitą broń i zatrzymał rosyjski transport. Wziął do niewoli sporo żołnierzy, którzy sądząc, że to zasadzka - poddali się.

W czasie II Wojny Światowej działał w konspiracji, miał pseudonim "Szpak". Zginął na Czerniakowie w czasie Powstania Warszawskiego. I dziś jest bardzo ważną osobą w rodzinie.

Rodzice wychowując Adama, nie teoretyzowali... tylko dawali własny przykład. Jerzy Fidusiewicz był mistrzem Polski juniorów w skoku wzwyż. Jako 10. skoczek w historii Polski pokonał wysokość 2 metrów. Po zakończeniu kariery przez 25 lat trenował kadrę PZLA (skok wzwyż i 10-bój). Zmarł nagle w 2001 r., w wieku 58 lat.

- Tata był sumienny, konkretny, honorowy. Dusza filozofa. Miał wielki zmysł plastyczny i pewnie dlatego sam lubię rysować, malować i majsterkować. Dał mi całkowitą akceptację, ale wiele ode mnie wymagał. Kiedy tego potrzebowałem, rozmawiał ze mną, doradzał - wyznaje aktor w "Życiu na gorąco".

Mama trenowała gimnastykę sportową. W 1970 r. Danuta Fidusiewicz została mistrzynią Polski w skoku prze zkonia, 2 lata później startowała w Igrzyskach Olimpijskich w Monachium. Po zakończeniu kariery trenowała kadrę gimnastyków, wykładała na AWF.

- Byłem synkiem mamusi - śmieje się. - Mama jest kochana i dobra. Rozpieszczała, ale też wymagała samodzielności. Nauczyła mnie empatii, czujności na innych ludzi i ich potrzeby. Bardzo to sobie cenię, ponieważ w dzisiejszym świecie dużo ludzi skupia się na sobie.

Stryj aktora, brat bliźniak ojca - Leszek Fidusiewicz - też był jednym z najlepszych dziesięcioboistów (w kadrze olimpijskiej). Obecnie jest cenionym fotoreporterem sportowym. Ma na swoim koncie wiele albumów i wystaw. A jego żona, Hanna, była mistrzynią i reprezentantką Polski w gimnastyce. To Hanna Fidusiewicz jest prekursorką aerobiku w Polsce.

- Ciocią nazywam Irenę Szewińską. Wychowywałem się na jej kolanach. Uwielbiałem bajki, jakie opowiadała przed snem mnie i swojemu młodszemu synowi Jarkowi. Do Andrzeja Grubby mówiłem "wujku". Ze wszystkich tenisistów stołowych z nim lubiłem bawić się najbardziej. Mam też wielu innych wujków i cioć, poznanych na zawodach i obozach sportowych, na które od najmłodszych lat zabierali mnie rodzice.

W 1990 r. mama aktora zaczęła współpracować z Januszem Józefowiczem. Ma swój udział w stworzeniu musicalu "Metro". Następnie założyła Studio Artystyczne "Metro" - szkołę musicalową, która przygotowuje młodzież do występowania na scenie. Nadal jest jego dyrektorką. A jej syn z Marcinem Chochlewem, prowadzą tam zajęcia z gry aktorskiej. 

Pani Danuta - nie mogła wymarzyć sobie lepszego nauczyciela. Adam bowiem z autopsji wie, jakie emocje targają młodymi ludźmi, którzy mają wyjść na scenę. Miał 15 lat, gdy grał w musicalu "Piotruś Pan". Ponieważ skończył Szkołę Wyższą Psychologii Społecznej może podpowiedzieć, jak oszczędzać nerwy. Dopiero po SWPS zdał na Akademię Teatralną.

- Chciałem się poczuć pełnoprawnym aktorem - mówi. - Tutaj mogłem zmierzyć się z poważną literaturą, spotkać z najwybitniejszymi aktorami. Tu człowiek uczy się pokory i odkrywa swoje mocne i słabe strony. Akademia jest jak klasztor - studiuje się dzień i noc, siedem dni w tygodniu.

Popularność Stasia ugruntował rolą Maksa Brzozowskiego w "Na Wspólnej". Oglądaliśmy go w serialach: "Czas honoru", "Dzwony wojny" Brendana Mahera, twórcy słynnego "Spartakusa", "Bodo".

Gdy dziennikarze "Życia na gorąco" pytają go, czy doświadczenie uzyskane na planie, pomaga w zdobywaniu kobiet w życiu prywatnym, śmieje się.

- Niestety nie. Jestem bardzo ostrożny w podejściu do każdego związku, bo wiem, jakie turbulencje mogą towarzyszyć miłości. Nie mam jednego obrazu idealnej kobiety. Lubię regularne rysy twarzy, smukłą powabną sylwetkę przypominającą elfa. Co oferuję w zamian? Sto procent uwagi i poświęcenia. Z rzeczy konkretnych: obsypię ją płatkami róż - śmieje się.

Aktorstwo to oczywiście pasja numer jeden, ale też rozwija inne. Świetnie rysuje, uwielbia sport, szczególnie akrobatykę. Uczęszcza na zajęcia z improwizacji scenicznej do Szkoły Impro, w której wykładają świetni nauczyciele. Ćwiczy popping (potocznie zwany tańcem robotów). W wolnych chwilach maluje figurki rycerzy i gra w karcianki fantasy.

Występuje w najnowszym spektaklu "Umarłe miasto" Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim (psychopatyczny klaun) i w spektaklu improwizowanym Ab Ovo "Impro Show" (spektakl wyprodukowany przez Romę Gąsiorowską). Wielbiciele komedii natomiast mogą go oglądać w "Skoku w bok", w reż. Andrzeja Rozhina w Teatrze Capitol.

***

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Adam Fidusiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy