Reklama
Reklama

"Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia"

Piotr Kraśko (40 l.) relacjonował ostatnie dni życia Jana Pawła II. Teraz też będzie obecny na Jego uroczystości beatyfikacyjnej.

Jest dziennikarzem z krwi i kości. Piotr Kraśko jeszcze jako licealista wydawał szkolną gazetkę. Zwiedził pół świata, widział wojny, katastrofy i był bezpośrednim świadkiem najważniejszych wydarzeń światowych. Poznał dobrze siedzibę prezydentów USA i tajemnice Stolicy Piotrowej.

Za swój największy sukces uważa jednak założenie rodziny. Jest szczęśliwym mężem i ojcem dwóch synów: Konstantego (4 l.) i Aleksandra (2 l.). To od nich codziennie uczy się czegoś nowego. Dla nich wstaje o 5 rano i wyrusza z domu na Mazurach, aby zdążyć do pracy w Warszawie.

Reklama

Jak dziennikarz tak zapracowany, dosłownie skaczący z jednego kontynentu na drugi, spotkał kobietę swojego życia?

Piotr Kraśko: - Spotkałem ją na Mazurach, gdzie prowadzi swoją stadninę. Dzisiaj to miejsce jest moim drugim domem.

Życie na wsi to coś dla pana?

P.K.: - Oczywiście, bo jest wspaniałe, a relacje między ludźmi są o wiele mocniejsze niż w mieście. Nikt się tak nie spieszy i nie pędzi. Ludzie mają dla siebie czas i znają się lepiej niż tu, w mieście.

Krótko mówiąc: znalazł pan swoje miejsce na Ziemi.

P.K.: - Im więcej jeździłem po świecie, tym bardziej czułem, że tam jest właśnie mój dom, moja rodzina i moi przyjaciele. Byłem w wielu pięknych miejscach w Afryce, Azji, czy Ameryce - a jednak dla mnie najwspanialszy jest właśnie widok z naszego okna na Mazurach. W oddali las, ogromne łąki i pastwiska z galopującymi końmi.

Daleko do pracy w stolicy...

P.K.: - Czasem mi się zdarza jechać tam na noc po "Wiadomościach" i wyjeżdżać z powrotem o 5.00, żeby zdążyć na rano do pracy.

Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o Karolu Wojtyle?

P.K.: - Gdy został wybrany papieżem. Miałem wtedy siedem lat.

A kiedy zetknął się pan z nim pierwszy raz jako dziennikarz?

P.K.: - To było w Auli Klementyńskiej w Pałacu Apostolskim w 2003 roku. Robiliśmy program w rocznicę Jego wyboru na Tron Piotrowy. I nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich Jan Paweł II i wszystkich nas pobłogosławił.

Jakie zrobił na panu wrażenie? Co pan wówczas pomyślał?

P.K.: - Byliśmy tak onieśmieleni, że trudno było powiedzieć cokolwiek rozsądnego. Nigdy nie zapomnę Jego spojrzenia, było niezwykle głębokie i mocne. Gdy człowiek przed nim uklęknął, miał poczucie, że na ten krótki moment papież skupiał na nim całą swoją uwagę. Wielu z nas zupełnie straciło przy nim głowę.

Czy za Jana Pawła II Watykan rzeczywiście stał się polski?

P.K.: - I tak, i nie. Nasz wielki rodak otaczał się ludźmi, którzy byli wyjątkowi i doskonale wypełniali powierzane im obowiązki. Część z nich była właśnie z Polski. Faktem jest, że rzeczywiście było ich wielu i tworzyli bardzo serdeczną dla siebie wspólnotę: polskie siostry, polscy księża, Polki, które były żonami gwardzistów szwajcarskich.

...i polskie kucharki?

P.K.: - O tak! Byłem kiedyś w kuchni papieskiej. Gdy wchodziliśmy, Włosi uprzedzali nas - "słuchajcie, tylko nie podchodźcie do sióstr, bo one są strasznie nieśmiałe, jak tylko zobaczą kamerę, to uciekają". My wchodzimy a one rozkładają ręce: "No rodacy! Kochani, chodźcie, damy wam po kotleciku, bo ci Włosi to takie dziwne rzeczy jedzą, zjecie sobie coś polskiego".

Był pan w Watykanie w ostatnich dniach życia papieża?

P.K.: - Tak. Od momentu, gdy trafił do kliniki Gemelli i zrobiono mu zabieg tracheotomii, aż do wyboru jego następcy.

Pamięta pan jaki był ten dzień, gdy zmarł Karol Wojtyła?

P.K.: - Świat dosłownie stanął w miejscu. Ta noc była w całym Rzymie kompletnie niesamowita. Ludzie zatrzymywali samochody, zostawiali je na środku ulicy i szli w stronę Placu Świętego Piotra modlić się i zapalić świeczkę. Pamiętam też coś, co mnie zszokowało. Gdy rozległy się słowa: "Papież odszedł do domu ojca", Włosi zaczęli... bić brawo. Oni cieszyli się z faktu, że Jan Paweł II idzie właśnie na spotkanie z Panem Bogiem. Poza tym Włosi zawsze muszą coś zrobić z rękoma. Nie mogą tak po prostu stać nieruchomo czy włożyć je do kieszeni.

Gdzie pan będzie w czasie beatyfikacji Jana Pawła II?

P.K.: - Oczywiście w Watykanie. I zapewne będą tam też setki tysięcy naszych rodaków.

Gdy po powrocie któryś z pana synów zapyta, kim był Jan Paweł II, co mu pan powie?

P.K.: - To małe dzieci i powiem im najprościej jak można: "To był najlepszy człowiek jakiego ich tata widział". Szkoda, że nie urodzili się w Jego czasach.

Rozmawiał Michał Wichowski

(nr 16)

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Kraśko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy