Reklama
Reklama

„Na ulicy jestem wyzywany od mordercy”

Katarzynie i Bartkowi, rodzicom tragicznie zmarłej Madzi, po śmierci córki żyje się bardzo ciężko.

Para mieszka obecnie w Łodzi, z dala od rodzinnego Sosnowca. Żyje w ogromnym stresie i napięciu, a ludzie, mimo kamuflażu, bez trudu rozpoznają ich na ulicy i napiętnują.

"Zdarza się odmowa sprzedaży artykułu w sklepie - sprzedawca lub sprzedawczyni odwraca się plecami. Na ulicy jestem wyzywany od mordercy, dzieciobójcy. Albo przechodnie wołają: Nie przegrzej dziecku mleka" - opowiada Bartek w wywiadzie dla TVN24. Szczególnie okrutne jest dla niego pytanie, czy z Katarzyną planują kolejne dziecko.

Ona stara się mieć dystans do komentarzy ludzi i puszczać je mimochodem. Apeluje, by nie karać jej linczem. "W takiej sytuacji nikt nie może być pewien, jakby postąpił" - powraca do wydarzeń sprzed kilku tygodni. "Gdyby ludzie byli w naszej sytuacji, wiedzieliby, jak dużą krzywdę nam wyrządzają".

Reklama

Tłumaczy, że nie zadzwoniła po pogotowie, gdy córka wypadła jej rąk, gdyż... starała się przez cały czas być przy niej.



pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Rutkowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy